Nareszcie jest! Cudne, błękitne niebo z kilkoma niegroźnymi chmurkami i SŁOŃCEM ;) Tak fantastyczne okoliczności przyrody nie pozwoliły mi siedzieć przy pracy. Tkaniny poszły w kąt, a ja - w moje ukochane góry.
Początek trasy - wchodzimy do lasu ;) który został na wielu odcinkach rozorany przez moje ukochane służby leśne wycinające drzewa. Ech...
Chluba Ziemi Kłodzkiej, czyli pełnik europejski, zwany potocznie różą kłodzką (roślina chroniona!) - jest piękna, kwitnie na przełomie maja i czerwca. Smutne jest to, że turyści zamiat podziwiać ją na łąkach widzą te kwiaty najczęściej w wazonikach na stolikach, w jadalni swojego pensjonatu :(
Stan ubłocenia moich butów nie oddaje nawet w części bagna jakie miejscami jest, zamiast dróg leśnych w moich okolicach. Pamiętam, że kilka lat temu Lasy Państwowe wydały duże pieniądze na remont drogi leśnej, którą szłam. I zaraz potem Ci sami ludzie regularnie zlecają roboty z ciężkim sprzętem podczas ekstremalnie deszczowej pogody. Droga wygląda chyba nawet gorzej niż przed naprawą.
...Polska, mieszkam w Polsce, mieszkam tu tu tu... ;)
Przetacznik - skromny, acz bardzo wdzięczny.
A to łąka, która jest trochę pastwiskiem, trochę miejscem gdzie składowane są pnie ściętych drzew, a czasem terenem wyścigowym zmotoryzowanych stworzeń, które lubią pohałasować, poniszczyć i dać w gaz ;) ale mimo to można na niej znaleźć...
najprawdziwsze storczyki.
Tu nastąpiło ładowanie akumulatorów na najbliższe dni. Pozdrawiam Was wszystkich serdecznie, mam nadzieję, że Wy także przyjemnie spędziliście te kilka dni :)
Etykiety: ja i moja pracownia