Kocia torba i doły pogodowe

Słuchajcie, pogoda zawarła chyba pakt z producentem antydepresantów. Jest tak koszmarnie dołująco, ciapowato, zimno, ponuro i ogólnie ohydnie, że tylko się schować do przechowalni z napisem "otworzyć dopiero na wiosnę".

Nic mi się nie chce. Przez cały dzień jest jednakowo szaro. Moja Ira leży osowiała, zwinięta w kłębek na swoim legowisku. Nawet na spacer nie ma specjalnej ochoty. To znaczy, że nie tylko ja mam pogodowego doła. Nic, tylko zwariować. Ratuję się niezdrowymi przekąskami i gorącą, mocną herbatą. Mam nadzieję, że czujecie się mniej podle ode mnie... Jako powód obniżenia nastroju załączam mój widok zaokienny, żeby chociaż ktoś w czerwonej kurtce przechodził, a tu nic - tylko szaroburość.




W pracowni - w ramach odgruzowywania - postanowiłam pokończyć torby zaczęte milion lat temu i porzucone w niepamięć. Wygrzebałam wielki stos wstępno-torbowych kawałków, posegregowałam je i obiecałam sobie, że teraz będę je kończyć. Ale przy moim rozmemłanym nastawieniu skorelowanym jeszcze z mroczną aurą na zewnątrz, śmiem wątpić czy podołam wyzwaniu. 
Ale, wracając do spraw przyjemnych, czyli już tych zrobionych. Dziś do pokazania mam dwie kocie torby - ulubione klasyki chyba większości z Was ;) Tkanina wełniana z czarnym kiciusiem, obszerne wnętrze z dwiema dzielonymi kieszeniami i zapięcie na zamek błyskawiczny. Oto one:


Kitek w trawie - multi

 Kitek popielaty - multi


Pozdrawiam , co tu ukrywać - smętnie po prostu - Katta ;)



Etykiety: