Inny dzień

To miał być zupełnie inny dzień.
Miałam wcześnie wstać, pozałatwiać codzienne poranne obrządki i ruszyć dziarsko do pracowni, żeby szyć. Szyć dużo, bo teraz trzeba się spinać z robotą - taka pora, że dużo zamówień. Plan był ambitny, w głowie gotowy zamysł torby - no pełna mobilizacja. Nieważne, że za oknem słonce świeci jak wściekłe, że ptaszęta drą się w niebogłosy i ciepło jest wręcz nieprzyzwoicie. Na dzisiaj przewidziałam pracę i już.

Ale od czego ma się towarzysza życiowego, na niego zawsze można liczyć jeśli chodzi o pokrzyżowanie planów. Zostałam zwyczajnie zmolestowana w kierunku zlekceważenia mojego surowego szefa - czyli mnie :)  i wybrania się na wycieczkę. Bo kto wie, czy jutro też będzie tak pięknie, jak dziś...

No i zrobiłam sobie dzień wakacji. Najpierw skonsumowałam jogurt z truskawkową konfiturą, potem zaliczyłam przeglądnie Burd, żeby znaleźć w końcu coś do uszycia 'na teraz', na koniec zmakijażowałam się i POMALOWAŁAM paznokcie. Jest to u mnie wyjątkowo rzadkie zjawisko, bo lakier po jednym dniu w pracowni wygląda tragicznie - wiec po co tracić czas na takie fanaberie - prawda? Ale dziś miałam przecież wakacje :)

 
 

A potem już był las, słońce, sączenie wody mineralnej, brzęczące robalki wokoło i Ira wyżywająca się na patyczkach. Najlepsze patyczki, to te o długości minimum 2 metrów ;)



Słuchajcie, to niesamowita frajda wyrwać sobie taki jeden dzień wolnego. Zupełnie nieplanowana akcja - stąd chyba dała mi tyle radości. Wiem, że wiele z Was ma pracę zależną od szefów, kierowników, korporacji itp. Ale spróbujecie czasem po prostu wyrwać się na takie wagary od codzienności. To daje mnóstwo pozytywnej energii.

Życzę Wam tego z całego serducha - wypoczęta ja :)

Etykiety: