Plener buddyjski, czyli wizyta w Darnkowie

W niedzielę, razem z ekipą przyjaciół z klubu fotograficznego wybraliśmy się na plener w Góry Stołowe. Ukierunkowaliśmy się na OśrodekZwiązku Buddyjskiego Khordong w Darnkowie, po drodze fotografując przepiękne pejzaże, rośliny i zwierzęta.

Trafił się nam żywy padalec, co nie jest częste, bo zazwyczaj na drodze można napotkać tylko ich zwłoki rozjechane przez rowerzystów-automobilistów lub zwyczajnie zatłuczone przez słabo rozgarniętych intelektualnie turystów, którzy beznogą jaszczurkę biorą za super jadowitego węża...
Był też młodziutki zaskroniec - ten był jeszcze żywy, ale nie wiem, czy dożył końca dnia - miał jakieś poważne obrażenia pyszczka. Taki los.

Były też psy, koty i ludzie. Było świetnie. Pogoda trafiła się nam jak na zamówienie - super ciepło i słonecznie, niebo z kształtnymi chmurkami idealnymi do zdjęć pejzaży. Oczywiście ja miałam totalną zaćmę umysłową i po robieniu zdjęć poprzedniego wieczoru na czułości 800 iso, nie zmieniłam ustawień i rąbałam super foty, w pełnym słońcu na takich parametrach.
Dobrze, że po wizycie w buddyjskiej świątyni byłam mocno wyluzowana i zdystansowana do świata, bo po powrocie do domu i zobaczeniu super kadrów pokrytych kaszą ziarna byłabym mega wściekła. A tak byłam TYLKO zła i to może 10 minut. Na szczęście Darnków nie jest daleko i można się tam wybrać ponownie. A ja wiem, że zawsze muszę sprawdzić wszystkie ustawienia w aparacie zanim zacznę cokolwiek focić - na tak zwany wszelki wypadek :)

Dzięki uprzejmości Bartka (który robi niesamowite zdjęcia makro - koniecznie zajrzyjcie na jego bloga porypora.blogspot.com ) mogę Wam pokazać moje spotkanie z 'buddyjską' kicią ;)


photo: Bartosz Pietrzyk

Etykiety: