Skutery Lambretta, ciasto z truskawkami, traktor i wakacyjna torba

Działo się :) Mam trochę zaległości w szyciu, choć cały czas coś tam majstruję w pracowni z doskoku. Zamieszanie w codzienności spowodowane jest między innymi przygotowaniami do wystawy fotograficznej mojego klubu. Wernisaż odbędzie się we wtorek, w Czechach, ugości nas Nove Mesto nad Metuji, a dokładniej biblioteka miejska. Niby wszystko już dopięte na ostatni guzik, a jednak jest takie mini-napięcie ;)

Na początek torba. No, bo bez torby, to głupio, w końcu to blog torbowy. 'Baśniowe lato - multi', torba duża, unikatowa - czyli, że absolutnie pojedynczy egzemplarz. Totalnie wakacyjno-plażowo-spacerowa, do której nie wkłada się podręczników, notatek i innych przedmiotów kojarzących się z kieratem uczelniano-pracowym. W takiej torbie nosi się klamoty związane z szeroko pojętym czasem wolnym, a przynajmniej letnim. Jeśli ktoś się w niej zakochał, niech szybko zaklepuje, bo jedna jedyna.



W sobotę w Dusznikach gościliśmy zlot miłośników skuterów Lambretta. Pojazdy były przeurocze, takie małe kolorowe 'bzyczki', jak dla lalek.
Na początek słitfocia nas. Przyznaję się bez bicia - na stopach mam moje pierwsze w życiu baleriny. Stąd moje lekkie zesztywnienie, bo oczywiście, że mnie dziady obtarły. Prawie zawsze mam na nogach coś sznurowanego (no, może poza chwilowymi przebierankami do zdjęć), zazwyczaj glany i taka przesiadka na kapciki spowodowała dość poważną dezorientację moich stóp. Ale można się przyzwyczaić ;)
Poniżej niektóre skuterki. Przyznaję, że moje serce bezapelacyjnie zdobył model z mikro przyczepką.

 


Była też mini wystawa prac nieznanych dusznickich twórców rękodzielników, na której okazało się, że nawet w tak małej społeczności ludzie niewiele o sobie wiedzą, a może raczej - wiedzą dużo, ale w tematach przyziemnych i niepotrzebnych. Dzięki tej wystawie dowiedziałam się, że w moim mieście są osoby z niesamowitą pasją, o których nie miałam pojęcia. Jeden z duszniczan, Pan Ryszard robi fantastyczne modele z drewna - traktor wygrywa bezapelacyjnie!
Okazało się też, że Dorota, którą znam z tego, że jej pasją jest bieganie i jej piękny pies Mozart, zajmuje się też tworzeniem niesamowitych obrazów w technice haftu krzyżykowego. Gdy zobaczyłam jej prace podpisane imieniem i nazwiskiem, zaczęłam się zastanawiać, czy w mieście jest jeszcze jakaś inna osoba, która nazywa się identycznie jak ona - totalne zaskoczenie. Tu niestety padła bateria w moim aparacie - musicie mi uwierzyć na słowo, że obrazy są piękne.




W niedzielę miałam niemniej wesoło - awaria wodociągu i cały dzień bez wody, zresztą dzisiaj to samo. To zawsze jest przygoda - szczególnie, gdy zlew jest pełen brudnych garów i innego tałatajstwa, zostawionego na moment, tak zwanego wolnego czasu. Nie pozostało nic innego, jak machnąć ciasto z truskawkami, dokładając tym samym jeszcze 2 michy do zmywaniowej kolekcji. Ciasto jest dobre na wszystko, na brak wody też - polecam :)




Po wtorku zabieram się już do regularnej szyciowni w pracowni, no i rymowanka się jeszcze wplątała.
Proszę, trzymajcie kciuki za udany wernisaż.
Pozdrawiam Was super-radośnie - Katta :)

Etykiety: ,