Nowa torba, choroba i migawka z festiwalu

Najlepiej zacząć od początku. A na początku wszystkiego, o czym dzisiaj będę marudzić był sobotni wypad na koncert, w ramach festiwalu 'Piosenki z duszą'. Ta zaskakująco przyjemna impreza - jak na moją małą mieścinkę - odbyła się po raz pierwszy. Wystąpiły trzy podmioty artystyczne, czyli U studni, Tomasz Szwed oraz Wolna Grupa Bukowina. 
Było superowo po prostu - w sensie ogólnym i  zimno jak psiakrew. Mimo, że ubrałam się w dwa swetry, ciepłe rajtuzy i rękawiczki(!) a także posiadałam napój wysoce rozgrzewający, zmarzłam jak pies. O północy było na tyle ekstremalnie, że nie czekając na koniec występu WGB (występowali jako ostatni) wróciliśmy do domu. 


Na zdjęciu zespół U studni, czyli to, co zostało po rozpadzie Starego Dobrego Małżeństwa


Jeśli macie ochotę na totalnie amatorskie nagranie, to zapraszam - między utworem granym przez U studni, a Wolną Grupą Bukowiną  moja gęba po ciemku, gadająca bez sensu - myślałam, że coś jeszcze dogram, ale zamarzłam ;)



Co było dalej...
W niedzielę wszystko było jeszcze  w porządku, poza małym katarem, który nie wzbudził mojego niepokoju. Zabrałam się raźno za szycie torebek z kiciulem, bo coś mało ich ostatnio powstaje, a w dodatku dopracowałam fason małej torby z klapką, której pierwowzór był pokazany tutaj. Więc po prostu MUSIAŁAM uszyć nową torbę, żeby zobaczyć, jak wyjdzie. Zawsze, gdy wymyślę sobie coś nowego do uszycia, to jestem wyjątkowo niecierpliwa, aby zobaczyć efekty. No i udało się, mimo że wpadła do mnie jeszcze na chwilę Weronika, która przed powrotem do domu chciała się pożegnać i wręczyć mi laurkę - na pamiątkę naszego szyciowego wtorku.
Tak, laurkę. Chyba pierwszy raz w życiu dostałam takie coś. 100% szaleństwa i w dodatku z udziałem mojego ulubionego koloru - miś jest niebieski. Najbardziej rozbroiły mnie jego oczka :) :) :D




Z laurką wróciłam do domu, czując że zaczyna mnie jakoś dziwnie drapać w gardle. 
A dzisiaj rano już wiedziałam, że to nie żarty - mam totalne zapalenie gardła. No więc siedzę grzecznie w domu, wygrzewam się, płuczę gardło Septosanem, zasysam się tabletkami Halsetu i zaklinam rzeczywistość, żeby zapalenie nie przemieniło się w anginę - co mi się czasem zdarza. W każdym bądź razie jestem uziemniona :(
To przynajmniej pokażę Wam, co mi wyszło z tego szycia torby z klapką. Zniwelowaniu uległ przy okazji różowy sztruksik, który był ze mną już długo i jak raz mi przypasował do burego kiciula ;)




Nieskromnie powiem, że jestem z niej bardzo zadowolona. I już chciałabym szyć następne i następne... i nie mogę.
Jeśli ktoś z Was zna jakie super sposoby na zainfekowane gardzioło - będę wdzięczna za każdą radę, jak wykurzyć stamtąd drobnoustroje.


Pozdrawiam Was serdecznie (opatulona w szalik) - Katta :)

Etykiety: ,