Jak odpężyć się i zrelaksować - by nie zwariować cz.1




Stres, wkurzenie, załamka - dopadają nas często. Nic na to nie poradzimy. Żyjemy w takich, a nie innych okolicznościach. Szkoła, praca, rodzina, polityka, zanieczyszczenie środowiska, plamy na słońcu lub autobus, który nam odjechał sprzed nosa - powodów do zdenerwowania nigdy nie brakuje.
Niezależnie od tego, gdzie i jak żyjemy żyjemy, duże miasto czy wieś, góry czy rozlewiska, blokowisko czy willa z basenem - wkurzenie jest wszędzie i trzeba nauczyć się sobie z nim radzić.
Dlaczego o tym piszę? Bo jestem specjalistką od wkurzenia, ba nazwijmy rzecz po imieniu - od prawdziwie szalonego wkurwienia (przepraszam wszystkich wrażliwych na wulgaryzmy). Nie od dąsów, fochów, poddenerwowania, zestresowania. Jeśli już coś wytrąca mnie z równowagi to to wytrącenie osiąga 100% mocy.

W takich momentach trzeba sobie radzić, aby nie poczynić szkód w :




Nie jestem psychologiem, ani trenerem osobistym. Jestem zwykłą kobietą, która metodą prób i błędów doszła do kilku sposobów w temacie, jak żyć i nie zwariować w świecie, w którym irytuje mnie bardzo wiele zdarzeń i osób. Pomyślałam, że taki problem mam z pewnością nie tylko ja, więc postanowiłam, że o tym napiszę :)

Nie chcę rozpisać się o całości za jednym razem, bo to zmęczyłoby tak Was, jak i mnie. Zatem dzisiaj pierwsza część poradnika antystresowego.

Jednym z podstawowych sposobów na ukojenie mojej rozdygotanej psyche jest spacer. Ale nie mówimy tu o 10-cio minutowej dreptance do najbliższego sklepu po zakupy z jednoczesnym wysikaniem psa. Nie.

Spacer to czynność wykonana dla niej samej. Idzie się, po to aby iść. Do parku, do lasu, na łąkę. Nie zwracać uwagi na to, że zimno, mokro, gorąco, duszno, pada śnieg czy deszcz meteorytów. Po prostu wyjść z domu i iść. Szurać zeschłymi liśćmi, przedzierać się przez trawy, kurzyć pyłem z polnej drogi i ciapać błotem pośniegowym.
Gdy wypadam z domu w megawzburzeniu i pędzę przed siebie, pełna gniewu i niezgody, jestem gotowa dotrzeć do samej Czomolungmy. Mijają minuty, kwadranse, a w głowie automatycznie następuje coś w rodzaju defragmentacji dysku. Wszystko rozpada się na kawałki, segreguje się i trafia na swoje miejsce.
Gdy wracam już uspokojona do domu  problem oczywiście nie zniknął, ale zmieniło się moje nastawienie do niego. Emocje opadły.




Wiele czynników składa się na dobroczynne działanie odnerwiającej przechadzki. Przede wszystkim wysiłek fizyczny, świeże powietrze i kontakt z przyrodą. Spacer jest dobry na wszystko. Ostatecznie, jeśli nie pomoże się nam zrelaksować, rozruszamy dupsko i polepszymy przemianę materii ;)

Co jest nam potrzebne do odprężającego spaceru?
Wszystko.

A Wy? Jesteście furiatami, czy wszystko spływa po Was, jak po kaczce?  Jestem ciekawa, bo może okaże się, że tylko ja jestem walnięta i wszystko mnie wkurza.

Pozdrawiam  - starająca się utrzymać spokój - Katta :)



Etykiety: