Torba z koniem, czyli czerwony falar





 Słoneczny dzień na początku grudnia - bezcenny. Śnieg na chwilę zniknął. Aż wierzyć się nie chce, że w sobotę było TAK ZIMOWO. Temperatura okazała się na tyle przyjazna, że mogłam pozować bez kurtki i rękawiczek, ba w słońcu było naprawdę ciepło. Falarowi bardzo spodobał się taki pierwszy spacer. Ciekawe, co zobaczy następnym razem, gdy dotrze do swojego miejsca przeznaczenia?

Torbę uszyłam z grubej wełnianej tkaniny, która mi bardziej pasuje niż płótno do wersji jesienno-zimowej. Zmieści format a4, jest zapinana na zamek błyskawiczny - taka w sam raz do śmigania po mieście, na co dzień.

Rozmyślałam ostatnio o zimie, ciuchach, ich wzajemnych zależnościach i moich brakach w tym zakresie. Buty - z tym jest najgorzej - te w postaci kozaków, to moja zmora z powodu objętości łydki i braku wzornictwa, które mi odpowiada.
Ale nadzieję na znalezienie w końcu fajnych kozaków przywróciła mi Radzka, która okazało się, ma podobnie grubaśne łydeczki, a buty zimowe dorwała w punkt - proste, czarne, bez żadnych zbędnych ozdobników, na przyzwoitym (w sensie niemorderczym) obcasie i nie za ciasne w łydce. Mam nadzieję, że też gdzieś takie znajdę, bo jak nie to kolejna zima w glanach :)

'Falar na granatowej wełnie - simple'   JEST TUTAJ
 zdjęcia Tomasz Szewczyk

  sweter - One (sh), spodnie - no name (sh), glany - Solovair, czapka - no name (sh), torba - KattaStudio

Etykiety: ,