Rywalizacja - nie dziękuję

Moja znajoma opowiedziała mi takie zdarzenie:
"Pewnego razu, nauczycielka z Europy, która uczyła aborygeńskie dzieci, ustawiła te dzieci w szeregu, pokazała im drzewo i powiedziała, że jak policzy do trzech, to dzieci mają pobiec do drzewa. 
Miał to być wyścig - kto pierwszy. 
Kiedy wypowiedziała "trzy", dzieci złapały się za ręce i razem pobiegły do drzewa. Nikt nie miał potrzeby być pierwszy..."

Wow! Jak fajnie :)
Długo nad tym myślałam. O naszej kulturze i sposobie życia. 
Skąd i w którym momencie bierze się w nas ta przemożna chęć rywalizacji. Zaczęłam analizę na samej sobie i zdałam sobie sprawę, że jest to nam wpajane od dziecka. Kto namaluje ładniejszy obrazek, kto pierwszy dobiegnie do mety, kto dostanie lepsze oceny, kto pierwszy zacznie się umawiać na randki, kto pojedzie na 'lepsze' wakacje, kto dostanie się na lepsze studia, kto więcej zarobi, kto więcej sprzeda, kto kupi lepszy samochód, kto pierwszy zbierze więcej lajków na FB... można tak bez końca. Wdrukowuje się nam od małego, że przetrwają tylko najsilniejsi/najpiękniejsi/najbogatsi/naj... 
A przecież to sprzeczne z moją naturą choćby z tego względu, że ona kocha różnorodność i umiejętność dostosowania się, każdy na swój sposób do życia w otaczającym nas świecie.

Rywalizacja jest traktowana, jako czynnik motywujący. Ale czy zamiast niej nie mogłoby to być wspólne działanie dla ogólnie pojętego dobra. Uczyć się po to aby umieć, a nie dla lepszej oceny, która podniesie średnią. Aby mieć wiedzę by lepiej i taniej budować domy, odkrywać nowe leki czy technologie chroniące bądź nie ingerujące w środowisko naturalne, a ułatwiające życie ludziom. Itd.

Trwa jakiś wyścig? Super. To ja postoję z boku i poczekam aż się skończy :)




Ze spraw codziennych, to mega-zima-mróz-szadź, które królowały jeszcze tydzień temu są już tylko wspomnieniem. Dwa dni wiało wręcz huraganowo. Wszystko się roztopiło, pocieplało i obeschło. Śniegowce można schować do szafy.

Ja wzięłam się za dzierganie szydełkowe w ramach płodozmianu technologii pracy. Robota idzie mi całkiem żwawo, choć z doskoku. Dostałam w spadku sporą ilość cienkiej kremowej włóczki, która szepnęła mi do ucha - 'chcę być dużą trójkątną chustą'. Czy ja mogłam odmówić?

Kot wychodzi na krótko, dużo je i jeszcze więcej śpi. Wydaje się być bardzo z siebie zadowolony. Gdybym miała taką przemianę materii jak on, też bym była. Wyobraźcie sobie taki sposób na super sylwetkę - obok was pełna micha Cini Minis, leżycie prawie cały dzień w hamaku drzemiąc lub podczytując książkę, potem idziecie się przejść na godzinkę. Ostatecznie jesteście super gibkie, smukłe i wygimnastykowane. Koty mają swoje tajemnice i to jedna z nich ;)


Etykiety: