'Ulubiona książka/album muzyczny/film do którego lubię wracać.'
Po pierwsze, nie chciałam wybierać jednego rodzaju utworu, bo tak się składa, że z kazdej dziedziny mam fajny tytuł do polecenia.
Po drugie, gdybym temat potraktowała dokładnie tak, jak brzmi, byłby z gatunku generujących niekończącą się gadaninę, bo tak naprawdę ulubione jest to, a może jednak tamto, a moze jeszcze soś innego.
Nie, tak to ja nie dam rady. Sformułuję temat dzisiejszego wpisu nieco inaczej i opowiem wam o tym, co ciekawego z półek kulturalnych wpadło ostatnio w moje ręce.
DO OGLĄDANIA
Zamiast filmu, serial.
Seriale to coś, czego zazwyczaj unikam jak ognia. Nie jest to trudne, bo nie mam telewizji. Ale czasami dostaję sygnały od znajomych, że w temacie pojawilo się coć, co mi na pewno podejdzie. I tak było z'True detecive'.
W rolach głównych Woody Harrelson, grający Martina Harta i Matthew McConaughey, jako Rust Cohle - dla którego osobiście straciłam głowę :D
Jeśli lubicie kryminalne historie, do tego dość mroczne. a w dodatku, gdy jeden z detektywów ma intrygujące spojrzenie na świat - serdecznie polecam. Sezon ma osiem odcinków - ja oglądałam po dwa dziennie - i to jeszcze sobie dozowałam, bo wciąga okrutnie ;)
Z płyt regularnie podsuwa mi mniej lub bardziej świeże nowości, mój znajomy - Rysiek (najsympatyczniejszy w świecie właściciel sklepu z dywanami). I to właśnie on zaproponował mi do posłuchania płytę 'Cinematic'zespołu Lebowski.
Spokojna, interesująca, przyjemna, budząca miłe skojarzenia - tak w skrócie opisałabym muzykę na tym albumie. To nie jest coś, co po kilku odsłuchaniach ląduje gdzieś na tyłach półki z CD lub w zapomnianym folderze odtwarzacza mp3. To ten rodzaj muzy, do której mamy ochotę wrócić.
DO CZYTANIA
Może to i wstyd, ale wiele książek, które większość osób czytała za młodziaka, ja omijałam szerokim łukiem. Tak też było z książkami Jacka Londona.
Na siłę wręcz przebrnęłam przez lekturę 'Zew krwi' w wieku lat chyba 10-ciu i wtedy wiedziałam, że zupełnie mi taka tematyka nie podchodzi.
Niewiedzieć czemu ostatnio sięgnęłam po inne pozycje tego autora. Najpierw pożarłam wszelkiej maści opowiadania, a potem: 'Maleńka pani wielkiego domu', 'Martin Eden' i wreszcie 'Wilk morski'.
Przyznam się wam, że Wilk Larsen - super inteligentny, błyskotliwy, a jednocześnie silny i okrutny kapitan spowodował, że mocniej zabiło moje serce :D Taki facet, że nie wiesz czy drżysz przy nim z podniecenia, czy ze strachu.
W każdym razie - książka świetna. Lubię styl Londona - bohater wyalienowany, w jakiś sposób zderzony z machiną społeczeństwa, silny, taki który wie, że liczyć należy tylko na samego siebie.
Podsumowując - lektura obowiązkowa dla każdego outsidera, co się kulom nie kłaniał.