Z pamiętnika ogrodnika - sierpień





Sierpień upłynął mi na walce o życie Iry, dlatego na działce bywałam tyko przelotnie. 
Moja psia staruszeczka niedomagała poważnie, ale nadal płyniemy. Obiecałam sobie, że nie zaserwuję jej reanimowania na siłę. Nasłuchałam się mnóstwo takich historii od "miłośników zwierząt", którzy nie bacząc na cierpienia swojego stwora trzymali go na siłę przy życiu, za wszelką cenę.
Ja, po rozmowie z naszym weterynarzem - lek.wet. Jarosław Galler - rewelacyjny człowiek, polecam :) wiem, że dopóki Ira będzie wykazywać oznaki że nie cierpi i "ciągle chce" - chce iść na spacer, chce się głaskać, chce się pobawić, cieszy cię na różne rzeczy - dopóty pomagamy jej w utrzymaniu życia. A ta chęć ciągle jeszcze u niej jest :)

Moje sierpniowe wizyty w ogrodzie polegały głównie na wpadaniu tam na pół godziny, aby zebrać owoce i warzywa nie dając nic w zamian. Tak, ogród jest strasznie zaniedbany, zachwaszczony, nie urządzony w części ekstremalnie dzikiej. No sorry, teraz mam inne priorytety, tak to już jest...




Powyżej widać moje ogórki i jarmuż. Miałam też fasolkę szparagową, ale nie zdążyłam jej zrobić zdjęcia - była pyszna. Gdy siałam ogórki nie wierzyłam, że urosną w takiej ilości i że będą takie smaczne. I to beż żadnego tunelu foliowego. Tylko na grządce skrzynkowej.

Jeżyna już dojrzewa, pozwalając na stopniowe podskubywanie czarnych owocków, więc w moim zestawie śniadaniowym jeżyny z malinami zastąpiły truskawki i borówki. Gdyby tylko było więcej słońca dojrzewały by szybciej, ale i tak nie jest źle.




Poniżej widzicie dwa nowe krzaczki borówki amerykańskiej. Mam małego fisia na jej punkcie i stwierdziłam, że skoro mam już trzy stare krzewy w kolekcji, to dwa nowe doskonale ją uzupełnią.
Długo trwał wybór dobrej miejscówki - bo borówka lubi miejsca słoneczne i osłonięte od wiatru.
A u mnie takie działkowe właśnie lokum zajmowały dalie, które i tak na zimę się wykopuje, bo nie przetrwają zimy w gruncie. Więc ryzyk fizyk - dalie przesadziłam w czasie apogeum kwitnienia w inne wolne miejsca - a na tym miejscu wykopałam dwa odpowiedniej wielkości dołki, wsadziłam sadzonki borówki 'Blue corp', obsypałam kwaśnym podłożem i przemówiłam czule, aby się dobrze chowały ;)




Na koniec opiszę moja tegoroczną przygodę z aronią. Aronii mam trzy zgrupowania - łącznie pięć dużych krzewów, które były wręcz obsypane owocami. Kiedy robiłam im zdjęcie nie wszystkie były jeszcze dojrzałe, więc zebrałam tylko odrobinę do ciasta i poszłam do domu myśląc, co to ja nie zrobię z resztą super-obfitych aroniowych plonów, gdy przyjdzie na nie czas - to było w niedzielę wieczorem.
Potem wpadłam na działkę na moment we wtorek rano i zobaczyłam krzewy doszczętnie ogołocone z owoców... To samo stało się z aronią u innych działkowców.
Mali ptasi złodzieje - czyli prawdopodobnie stada szpaków migrujących z terenów Eurazji do północnej Afryki - posilili się w czasie podróży. No i moja miłość do ptaków i wieloletnie zamiłowanie ornitologiczne nie pomogły - złość na ptaszory trzymała mnie z dwa dni. No, ale co zrobić - mówi się trudno. Mam nadzieję, że im smakowało ;)




Przepraszam, że sierpniowa relacja taka troszkę skromna w obrazy, ale sami rozumiecie.
Pozdrawiam was mocno - Katta :)


Etykiety: