Chorowanie na urlopie i torebka 'null'



Pogoda się załamała, a z nią moje plany urlopowe i zdrowie...
Macie tak, że jak tylko zrobicie sobie wolne, to od razu chorujecie?
Bo właśnie ja tak mam.
Dopóki zasuwam jak motorynka, wszystko się trzyma. Ale jak postanowiłam, że nareszcie trzeba odpocząć od ludzi, szycia i codzienności i zrobiłam sobie wolne, momentalnie się rozchorowałam. Kompletnie bez przyczyny, bo: nie wyziębiłam się, nie 'obcowałam' ;) z osobami chorymi, nie biegałam na golasa w jesiennym deszczu, no zupełnie nic takiego.
Pierwszego dnia urlopu poczułam dobrze znane mi już drapanie w gardle, które zwiastuje tydzień z życia choraka-zdechlaka.
I od razu powiem, że to, że pogoda też jest do bani - więc z uciech plenerowych też byłyby nici - jest mało pocieszające.

Tak więc żywię się aspiryną, przepłukuję Septosanem, inhaluję wypalającymi mózg kropelkami 'Inhalol' - naprawdę są ekstra mocne ;) i popijam Tussipect z pseudoefedryną. Menu, jak znalazł.
Tym bardziej, że jedzenie ma smak papieru, a cały otaczający świat utracił wszelkie zapachy. Chorowanie jest beznadziejne.

Pochwalę się przynajmniej nową torebką, którą nazwałam "null" - nie pytajcie skąd nazwa, tak po prostu wyszło.
Torba jest nie za duża, zapinana na zamek, pozwalająca na wszelkie wariacje odnośnie zdobień lub ich braku, dodatkowych kieszonek lub ich braku - ujmę to tak - w tym sezonie będę ją szyła, póki mi się nie przeje. A potem zobaczymy.

Teraz poszukam sobie jakichś szalonych rozrywek dla zaziębieńca dogorywającego w łóżku - poza rozrywającymi atakami kaszlu, bo to już mi się przejadło ;)

'Szary ptasiek - null' torba dostępna TUTAJ

'Dark - null' torba dostępna TUTAJ


Etykiety: ,