Praca, ludzie, praca, ludzie, praca..... Echhh
Mam już "wypalenie sezonowe". Myślę, że to określenie idealnie pasuje do stanu, w którym się znajduję.
Objawy, które u mnie wówczas występują to:
- chroniczne poczucie zmęczenia,
- przygnębienie,
- nieustanna irytacja,
- obojętność wobec uzyskanych wyników,
- kompletny brak cierpliwości do klientów.
A najgorsza jest trudność w byciu miłym dla gości galerii - nawet tych sympatycznych, bratnich dusz. Stan kiedy uśmiech - no niestety wymuszony, bo na inny brak sił - do drugiego człowieka wywołuje u mnie wręcz fizyczny ból.
Zazwyczaj dopadało mnie to pod koniec sierpnia, w tym roku mamy drugą połowę lipca i już się pojawiło.
Wiem, że nie brzmi to zbyt poprawnie piarowo, ale szczerość moi drodzy, to jeszcze jestem w stanie zaoferować ;)
Nie jest to absolutnie wypalenie zawodowe,
bo tutaj wystarczy dłuższy odpoczynek, a czasem nawet powrót do
normalnego 'tempa' pracy, by stan ciała i umysłu wrócił do równowagi.
Przy wypaleniu zawodowym nie jest to takie proste, choć oba te stany są
bardzo pokrewne.
Po co to piszę?
Bo może zaoszczędzę Wam irytacji, podczas wakacyjnych wojaży.
Kochani,
jeśli widzicie w szczycie sezonu turystycznego sprzedawców lodów,
kelnerów, galerników ;) , bileterów w miejscach do zwiedzania, czy panią
w budce z pamiątkami/zapiekankami/watą cukrową/piwkiem którzy są
totalnie spowolnieni albo rozkojarzeni, nie tryskają słodkimi uśmiechami
na Wasz widok, a ich błędny wzrok mówi jedno "idźcie sobie jak
najszybciej" - to nie denerwujcie się, bo "właśnie jesteście na super
urlopie, a wszyscy jacyś skrzywieni - co za fatalna obsługa" ;)
Praca przy skumulowanym ruchu turystycznym bardzo wyczerpuje. To jak praca przy taśmie w fabryce.
Plus to, że:
-
słyszysz kilkadziesiąt razy dziennie te same pytania, na które
oczywiście musisz odpowiedzieć, mimo że obok Twojej głowy jest tablica,
która wszystko wyjaśnia,
- kilkadziesiąt razy dziennie dziecko-dzieci klientów wpada nagle we wrzask bo ono coś chce, a rodzic nie,
-
kilka razy w tygodniu trafia się frustrat z 'oczekiwaniami', który ci
udowodni, że nie jesteś w stanie im podołać, co z radością wykorzysta,
aby dać upust swojej jadowitości,
- masz nieustanną świadomość, że wszyscy na świecie są na urlopie poza tobą,
- od godziny chce ci się siku, ale nie masz czasu żeby wyjść do WC, o zjedzeniu kanapki na obiad nie wspominając.
Kiedy
więc widzicie, że pani szykując gofra rusza się, jak mucha w smole, a
Wam się spieszy bo zaraz trzeba cyknąć zdjęcie zachodu słońca na
Instagram, pogryzając goferka na plaży - zamiast bębnić rytmicznie
palcami o kontuar, dajcie na luz - proszę :)
Wyobraźcie
sobie, że ona te gofry rąbie już od ośmiu godzin. W upale, który
potęgują rozgrzane gofrownice i agregat lodówki, w której siedzi bita
śmietana i owoce. W hałasie. Nieustannie na nogach. I że zniewalający
zapach piekących się gofrów, który Was tu zwabił, ją już przyprawia o
mdłości.
A na koniec dodam, że tak - napisałam to wszystko także w swoim własnym, prywatnym interesie.
Bo
kiedy dwudziesta osoba wchodzi do galerii z lodem, radośnie mijając na
drzwiach karteczkę z przekreślonym lodem (!), a mama 3 szkrabów jest
zachwycona, że może sobie spokojnie pooglądać torebki, bo maluszki bawią
się szklanymi (!) ptaszkami na półce, które złowieszczo dzwonią przy
każdym stuknięciu zwiastując rychłą 'śmierć' któregoś z nich, gdy w tym
czasie ja przepakowuję trzeci raz ceramicznego anioła dla klientki,
która po raz kolejny zmieniła zdanie, który jej się najbardziej podoba, w
tym czasie starszy pan pyta mnie czy mam tarkę do pięt/baterie do
zegarka/płaszcz przeciwdeszczowy/łyżkę do butów/kartę pamięci, a mój
brzuch mówi, że pojemnik z duszoną cukinią leży nietknięty w plecaku,
mimo, że dochodzi 17:00 - mam ochotę wybiec z galerii z krzykiem i
zostawić to wszystko w czorty!
A i do tego słyszę zdziwione pytanie: dlaczego pani taka smutna? w taki piękny dzień - trzeba się cieszyć życiem....
Rozumiecie, o co mi chodzi? Wiem, że tak :)
Ja
dziś zrobiłam malutki krok do przodu. Nie ważne sezon, czy nie. Około
13:00 zastawiam wejście do galerii krzesłem z doklejoną kartką "Wracam
za 15 minut" i nie ma bata, że kogoś wtedy wpuszczę. To mój czas, mój
kwadrans na obiad, siku, głęboki oddech - którego nic nie przerwie.
Na resztę aspektów szczytu raczej nie ma rady - po prostu trzeba to jakoś przeżyć.
W swojej pracy zdarza się Wam mieć takie nawały pracy, które powodują wypalenie sezonowe?
Jeśli
macie sposoby, jak sobie z nimi radzić, aby przy zdrowych zmysłach
dotrwać do końca - podzielcie się w komentarzu - skorzystam z
przyjemnością, a może i innym się przyda.
Ściskam Was serdecznie - w moim stanie tylko wirtualnie to wykonalne - pa ;)
Wiem, że wyglądam tu, jak na wakacjach w słonecznej Italii, ale to zdjęcie zrobione przed pałacem w czeskich Ratiborićach ;)