Szyjemy torby - prucie - co i jak

Miałam dzisiaj w ogóle nie wychodzić z pracowni i nadrabiać zaległości w szyciu, ale pokazało się słońce, więc zrobiłam zdjęcia do wpisu, no i od razu go zamieszczam, bo jakoś tak 'mam ogromną potrzebę' ;)

Po dłuższej przerwie wracam do cyklu wpisów poświęconych szyciu torebek - przepraszam wszystkie osoby, które niecierpliwie czekały na kontynuację tego wątku.
Dzisiaj odpowiem na część pytania-komentarza "co po kolei zszyć, dokleić i rozpruć", a konkretnie przerobię część dotyczącą prucia. Kolejność szycia odpuszczam, ponieważ zależy ona od konkretnego modelu torby, zastosowanych ozdobników, kieszonek, pasków itp. dlatego takie rzeczy wyjdą przy tutorialach na konkretne torby i szkoda się nad nimi rozwodzić w osobnych wpisach.
Zatem na pierwszy ogień idzie prucie. Prucie, to prucie powiecie - i tyle. Ale nie! Porwę się na tak górnolotne porównanie - uwaga - kto nigdy niczego nie pruł, ten nigdy tak naprawdę nie szył - nooo, coś w stylu analogii do nauki jazdy konnej i spadania z wierzchowca ;)



 
Na zdjęciach powyższych widać malutkie ostre nożyczki oraz narzędzie określane jako: prujaczka/prutnik/przyrząd do rozcinania dziurek itp. itd. - jest ci on najlepszym przyjacielem początkującej krawcowej.
Jeśli szew poszedł Wam krzywo, coś się przesunęło, coś rozlazło, to trzeba to spruć. Nie ma, że boli. Lepiej zrobić to od razu, niż liczyć na to, że nikt tego nie zauważy - a potem przekonać się, że w skończonej torbie mamy krzywo wszyte uchwyty, czy pomarszczoną aplikację.
Ja takie zaniedbanie popełniłam raz, po czym musiałam rozpruć połowę roboty, żeby naprawić krzywulca. Teraz już zawsze działam natychmiast, nie licząc, że jakaś niestaranność cudownie zniknie w czasoprzestrzeni.
Prucie wymaga pewnej delikatności. Wiem, że gdy widzicie wpadkę, to macie ją ochotę od razu załatwić siłowo, czyli rozszarpać. Ale to się może zemścić. I próbując po prostu rozerwać krzywy szew możecie uszkodzić zespolone elementy. Dlatego polecam stosowanie tych, jakże pomocnych narzędzi ;)
Operowanie prujaczką czy nożyczkami wymaga od nas też pewnej delikatności, aby nie poczynić nieodwracalnych szkód w tym, co jeszcze było do uratowania. Tak więc rozcinamy/wysnuwamy feralny szew powoli.

Cierpliwość i delikatność to boskie cechy krawcowej niwelującej własne błędy - tak mówię ja :)))))


Cierpliwości życzy - sobie i Wam - Katta :)

Mikuś asystuje, jak zwykle w centrum pracownianego zamieszania. Wybaczcie nieład, ale ostatni tydzień praktycznie nie było mnie w pracowni, a dziś w popłochu nadrabiam zaległości - sprzątanie będzie później - najpierw obowiązki ;)



 

Etykiety: